drucik prowadzi tutaj blog rowerowy

drucik

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:163.90 km (w terenie 15.00 km; 9.15%)
Czas w ruchu:10:07
Średnia prędkość:16.20 km/h
Maksymalna prędkość:42.00 km/h
Suma podjazdów:964 m
Suma kalorii:5700 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:40.98 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Odebrać pakiet startowy

d a n e w y j a z d u 20.10 km 0.00 km teren 01:12 h Pr.śr.:16.75 km/h Pr.max:32.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:200 m Kalorie: 700 kcal Rower:Salamander
Piątek, 7 września 2012 | dodano: 07.09.2012

Pojechałem na Traugutta odebrać pakiet startowy na 50 Bieg Westerplatte.


Kategoria all alone

Kurs na Chełm

d a n e w y j a z d u 11.25 km 0.00 km teren 00:37 h Pr.śr.:18.24 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 90 m Kalorie: 400 kcal Rower:Salamander
Czwartek, 6 września 2012 | dodano: 06.09.2012

Po siłowaniu się z hantlami podjechałem na Chełm a potem wróciłem do domu.
Uczucie rąk z waty bezcenne :)


Kategoria all alone

Wieczornie

d a n e w y j a z d u 15.55 km 0.00 km teren 00:48 h Pr.śr.:19.44 km/h Pr.max:42.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 74 m Kalorie: 600 kcal Rower:Salamander
Poniedziałek, 3 września 2012 | dodano: 03.09.2012

Krótko, zatem starałem się jeździć w miarę szybko. Z udami jeszcze nie do końca doszedłem do ładu.


Kategoria all alone

Road to Hell

d a n e w y j a z d u 117.00 km 15.00 km teren 07:30 h Pr.śr.:15.60 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:600 m Kalorie: 4000 kcal Rower:Salamander
Sobota, 1 września 2012 | dodano: 02.09.2012

Koniec wakacji, ostatni weekend przed rozpoczęciem roku szkolnego. Udało się zorganizować dzień bez dzieci a żona w pracy. Skoro takie były warunki to trzeba było coś zaplanować na sobotę. Pomysł był prosty, pojechać na Hel i wrócić. Na rowerze oczywiście. Po przebyciu trasy palcem po mapie (czy też kursorem na ekranie) wyszło, że tam jest trochę ponad 100 km. Z powrotem oczywiście też 100.
Jak widać plan był ambitny.
Dzień przed wszystko przygotowane, w sobotę rano wstaję na pierwszy dźwięk budzika. Niebo zasnute chmurami, na szczęście nie pada i jest całkiem ciepło. Z domu wyjeżdżam 15 po szóstej. Jadę do centrum Gdańska, potem przy głównej drodze do Sopotu. W Sopocie tempo spada bo droga rowerowa przy Armii Krajowej jest słaba. Wjeżdżam do Gdyni i ścieżka w którymś momencie kończy się zupełnie. Dojeżdżam do dworca w Gdyni. No i ... mam dość. Przejechałem raptem 30km i już wiem, że słabo dzisiaj będzie, uda bolą przy każdym podjeździe. Zastanawiam się nad powrotem pociągiem do domu. Z drugiej strony szkoda, nie wiem kiedy znowu będę miał dla siebie tyle czasu. Szukam cukierni i kupuję sobie pączki i drożdżówki. Ruszam Janka Wiśniewskiego w kierunku terminalu kontenerowego. Przy nabrzeżu stoi sobie prom i wciąga ciężarówki do środka.

Prom przy gdyńskim nabrzeżu © drucik


W okolicach terminala udaje mi się przez 15 minut nie trafić na przejazd estakadą w stronę Obłuża. Jak już trafiam na prawidłową trasę jadę w kierunku Pogórza. Wdrapanie się na Pogórze to męka. Jak tylko droga się nachyla to czuję, że uda są niezadowolone. Z Pogórza do Pierwoszyna jest z górki i trochę szybciej jadę aż do Mrzezina. Tam kolejka górka pokonywana na młynku. Potem przed Żelistewem kolejny podjazd, niewielki ale dzisiaj mnie prawie zabija. W końcu docieram do Pucka. Siadam sobie na rynku i zastanawiam się co dalej.
Fontanna na rynku w Pucku © drucik


Mam ponad 60km w nogach i każdy podjazd mnie zabija. Z drugiej strony właśnie dojechałem do drogi rowerowej na półwysep. Decyduje się jechać dalej, w końcu to już prawie półwysep i powinno być zupełnie płasko. Jak już znalazłem drogę rowerową (co oczywiście było problemem ;)) jadę do punktu widokowego za którym widzę ... górkę. Drapię się i obiecuję, że jadę tylko kawałek do Władka i jak stanę na półwyspie to wracam. We Władysławowie mały zjazd (kurde będę musiał tędy wrócić) i jestem na półwyspie. Jest płasko i jedzie się nieźle. Na tyle, że rozważam dokończenie trasy. Wiem jednak, że to dodatkowe 3h kręcenia i potem umrę na górkach. Po kawałku drogi zjeżdżam na plażę na morzem (a jak, nad zatoką już byłem w tym roku).
Wejście na plażę nr 6 w Chałupach © drucik


Spoglądam w jedną i w drugą stronę.
Plaża w okolicy Chałup w prawo © drucik


Plaża w okolicy chałup w lewo © drucik


Po czym zalegam na piasku. W tym momencie wychodzi słoneczko i robi się pięknie.
Lekki wiatr, szum morza i gorące słońce. Właśnie dlaczego wstałem o 5:30 i męczyłem się przez 70km. Zjadam resztę słodkości i pół godziny odpoczywam. Zbieram się z plaży i ruszam z powrotem. Zaczyna mi wiać w twarz. Mała górka we Władku duuuży problem. I tak obrót za obrotem korby wracam. W Pucku znowu chwila przerwy na rynku, kupuję i zjadam nektarynę. Ruszam dalej i czuję, że uda odpuściły i mogę jechać pod górkę. Do Mrzezina jazda jest przyjemna pomimo, że ciągle pnę się do góry. Za Mrzezinem zaczyna mnie boleć nadgarstek i połączenia korpusu z siodełkiem. Odpuszczam powrót przez Pierwoszyno i zjeżdzam do Rumii. Kupuję bilet i po 5 minutach osiągam prędkość 60km/h dzięki SKM. Po ponad godzinie dojeżdżam do Gdańska i wsiadam na rower, po czym momentalnie rezygnuje z siadania ;) Po chwili sytuacja ulega poprawie i drapię się Kartuską i Łostowicką do góry. Na koniec szybki zjazd z Ujeściska i jestem w domu.
Podjąłem jedną zła i dwie dobre decyzję. Złą było kontynuowanie jazdy z Gdyni dalej, uda dawały mi do wiwatu (mam pewne podejrzenia czemu tak było). Dobre to nie kontynuowanie jazdy do końca półwyspu (powrót byłby jeszcze trudniejszy) i odpuszczenie drogi przez Pierwoszyno (do Gdyni jechałbym pewnie jeszcze z 1,5h). Droga na Hel okazała się dla mnie drogą do piekła. Ale ja tam wrócę i pokonam wroga :D


Kategoria all alone