drucik prowadzi tutaj blog rowerowy

drucik

Road to Hell

d a n e w y j a z d u 117.00 km 15.00 km teren 07:30 h Pr.śr.:15.60 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:600 m Kalorie: 4000 kcal Rower:Salamander
Sobota, 1 września 2012 | dodano: 02.09.2012

Koniec wakacji, ostatni weekend przed rozpoczęciem roku szkolnego. Udało się zorganizować dzień bez dzieci a żona w pracy. Skoro takie były warunki to trzeba było coś zaplanować na sobotę. Pomysł był prosty, pojechać na Hel i wrócić. Na rowerze oczywiście. Po przebyciu trasy palcem po mapie (czy też kursorem na ekranie) wyszło, że tam jest trochę ponad 100 km. Z powrotem oczywiście też 100.
Jak widać plan był ambitny.
Dzień przed wszystko przygotowane, w sobotę rano wstaję na pierwszy dźwięk budzika. Niebo zasnute chmurami, na szczęście nie pada i jest całkiem ciepło. Z domu wyjeżdżam 15 po szóstej. Jadę do centrum Gdańska, potem przy głównej drodze do Sopotu. W Sopocie tempo spada bo droga rowerowa przy Armii Krajowej jest słaba. Wjeżdżam do Gdyni i ścieżka w którymś momencie kończy się zupełnie. Dojeżdżam do dworca w Gdyni. No i ... mam dość. Przejechałem raptem 30km i już wiem, że słabo dzisiaj będzie, uda bolą przy każdym podjeździe. Zastanawiam się nad powrotem pociągiem do domu. Z drugiej strony szkoda, nie wiem kiedy znowu będę miał dla siebie tyle czasu. Szukam cukierni i kupuję sobie pączki i drożdżówki. Ruszam Janka Wiśniewskiego w kierunku terminalu kontenerowego. Przy nabrzeżu stoi sobie prom i wciąga ciężarówki do środka.

Prom przy gdyńskim nabrzeżu © drucik


W okolicach terminala udaje mi się przez 15 minut nie trafić na przejazd estakadą w stronę Obłuża. Jak już trafiam na prawidłową trasę jadę w kierunku Pogórza. Wdrapanie się na Pogórze to męka. Jak tylko droga się nachyla to czuję, że uda są niezadowolone. Z Pogórza do Pierwoszyna jest z górki i trochę szybciej jadę aż do Mrzezina. Tam kolejka górka pokonywana na młynku. Potem przed Żelistewem kolejny podjazd, niewielki ale dzisiaj mnie prawie zabija. W końcu docieram do Pucka. Siadam sobie na rynku i zastanawiam się co dalej.
Fontanna na rynku w Pucku © drucik


Mam ponad 60km w nogach i każdy podjazd mnie zabija. Z drugiej strony właśnie dojechałem do drogi rowerowej na półwysep. Decyduje się jechać dalej, w końcu to już prawie półwysep i powinno być zupełnie płasko. Jak już znalazłem drogę rowerową (co oczywiście było problemem ;)) jadę do punktu widokowego za którym widzę ... górkę. Drapię się i obiecuję, że jadę tylko kawałek do Władka i jak stanę na półwyspie to wracam. We Władysławowie mały zjazd (kurde będę musiał tędy wrócić) i jestem na półwyspie. Jest płasko i jedzie się nieźle. Na tyle, że rozważam dokończenie trasy. Wiem jednak, że to dodatkowe 3h kręcenia i potem umrę na górkach. Po kawałku drogi zjeżdżam na plażę na morzem (a jak, nad zatoką już byłem w tym roku).
Wejście na plażę nr 6 w Chałupach © drucik


Spoglądam w jedną i w drugą stronę.
Plaża w okolicy Chałup w prawo © drucik


Plaża w okolicy chałup w lewo © drucik


Po czym zalegam na piasku. W tym momencie wychodzi słoneczko i robi się pięknie.
Lekki wiatr, szum morza i gorące słońce. Właśnie dlaczego wstałem o 5:30 i męczyłem się przez 70km. Zjadam resztę słodkości i pół godziny odpoczywam. Zbieram się z plaży i ruszam z powrotem. Zaczyna mi wiać w twarz. Mała górka we Władku duuuży problem. I tak obrót za obrotem korby wracam. W Pucku znowu chwila przerwy na rynku, kupuję i zjadam nektarynę. Ruszam dalej i czuję, że uda odpuściły i mogę jechać pod górkę. Do Mrzezina jazda jest przyjemna pomimo, że ciągle pnę się do góry. Za Mrzezinem zaczyna mnie boleć nadgarstek i połączenia korpusu z siodełkiem. Odpuszczam powrót przez Pierwoszyno i zjeżdzam do Rumii. Kupuję bilet i po 5 minutach osiągam prędkość 60km/h dzięki SKM. Po ponad godzinie dojeżdżam do Gdańska i wsiadam na rower, po czym momentalnie rezygnuje z siadania ;) Po chwili sytuacja ulega poprawie i drapię się Kartuską i Łostowicką do góry. Na koniec szybki zjazd z Ujeściska i jestem w domu.
Podjąłem jedną zła i dwie dobre decyzję. Złą było kontynuowanie jazdy z Gdyni dalej, uda dawały mi do wiwatu (mam pewne podejrzenia czemu tak było). Dobre to nie kontynuowanie jazdy do końca półwyspu (powrót byłby jeszcze trudniejszy) i odpuszczenie drogi przez Pierwoszyno (do Gdyni jechałbym pewnie jeszcze z 1,5h). Droga na Hel okazała się dla mnie drogą do piekła. Ale ja tam wrócę i pokonam wroga :D


Kategoria all alone


komentarze
drucik
| 19:01 niedziela, 2 września 2012 | linkuj Wiadomo, że czasami coś nie wyjdzie. Przynajmniej można zrobić ponowne podejście bez "przygód nawigacyjnych" ;)
luk85
| 10:17 niedziela, 2 września 2012 | linkuj Plan ambitny ale niestety tak się zdarza że coś nie wyjdzie, od Władysławowa do Jastarni ścieżka super, ale żeby nie było tak pięknie to od Jastarni dużo podjazdów. Jechałem tamtędy tydzień temu i ścieżka od Jastarni dała popalić mimo tego że jechaliśmy tylko od Karwii. Pozdrwiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa isiet
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]